
Masoneria blisko przyrody – S.: Joanna
Masoneria blisko przyrody.
Jak pracowały zakony ogrodników i węglarzy i co dzięki nim możemy zobaczyć.
S∴ Joanna
Sz∴L∴ nr 16 “Jan Henryk Dąbrowski” na Wsch∴ Warszawy
16 listopada 6024
„Zakorzenienie jest być może najważniejszą i równocześnie najbardziej zapoznaną potrzebą duszy ludzkiej… istota ludzka zakorzenia się poprzez rzeczywisty, czynny i naturalny udział w istnieniu jakiejś wspólnoty, która zachowuje żywe skarby przeszłości i wybiega swymi przeczuciami w przyszłość…”.
„Zakorzenienie”, Simone Weil
Zakorzenienie jest fundamentem naszego poczucia bezpieczeństwa. Tradycyjnie uznaje się je za cechę związaną z długoletnią, wręcz wielopokoleniową obecnością w danym miejscu. Pierwszy raz przeczytałam powyższy cytat z Simone Weil w Tarnowskich Górach na wystawie poświęconej Jerzemu Liskowi, rzeźbiarzowi z dzielnicy Repty. W Reptach, jak i w wielu innych miejscach Śląska, poziom zakorzenienia odnosi się do metafor przyrodniczych. Najstarsi mieszkańcy to “pnioki”, pierwsze pokolenie jest nazywa “krzokami”, a ci i te, które dopiero przybyli w dane miejsce to “ptoki”. Wrośnięcie jest tutaj oznaką prestiżu, który często idzie w parze z dobrym imieniem oraz społecznym zaufaniem. Jednocześnie, jak wskazuje Simone Weil, zakorzeniamy się “poprzez rzeczywisty, czynny i naturalny udział w istnieniu jakiejś wspólnoty”, czyli przez aktywność, której adresatem jesteśmy nie tylko my sami, ale również inni. Tymi “innymi”, widzianymi z perspektywy współczesnych teorii posthumanistycznych, sięgających do początków naszej cywilizacji, mogą być ludzie, ale mogą być też osoby przyrodnicze oraz duchy miejsca.
Przyrodnicze metafory są obecne w naszym języku, ale rzadko zwracamy na nie uwagę w naszej pracy wolnomularskiej. A przecież przyroda, chociaż nie dominuje, to jest obecna w opowieściach naszej tradycji.
Każdy stopień masoński ma swoją roślinę i powiązaną z nim symbolikę. Na stopniu uczniowskim poznajemy znaczenie granatu. Owce granatu zwieńczają kolumny prowadzące do świątyni, reprezentując wolnomularstwo. Osnowy mogą być porównane do lóż, z których każda ma swoją specyfikę. Pestki symbolizują życie z jego niezliczonymi możliwościami. Sam zaś owoc ma w sobie dwoistość, którą charakteryzują dwa aspekty: wewnętrzny i zewnętrzny. Jak czytamy u Irene Mainguy: “jeden zawiera drugi, tak jak w jedności mieści się różnorodność.”

Złota przypinka w formie liścia akacji.
Stopień czeladniczy powiązany jest z kłosem, który odnosi się do rozwoju duchowego i pochwały ciężkiej pracy. Zwraca również uwagę na cykliczność procesów rozwojowych, bowiem ziarno, żeby wykiełkować, musi wcześniej zostać umieszczone w ciemności ziemi. Z kolei rośliną mistrzowską jest akacja, symbolizująca wieczne życie i zmartwychwstanie – z tej trójki to ją najczęściej możemy spotkać w ornamentyce masońskiej. Jej liść występuje w postaci złotych przepinek, które niektórzy z nas noszą w klapie lub na piersi. To również akacja była dla mnie pierwszym symbolem, który zobaczyłam na żywo – właśnie w postaci przypinki w klapie marynarki mężczyzny, który potem miał zostać moim mężem. Wtedy jednak nie tylko nie wiedziałam, że zostanę wolnomularką ani też, że to rośliny staną się moimi przewodniczkami na ezoterycznej drodze.
Jednak to nie akacja jako pierwsza wciągnęła mnie w przenikające się ze sobą światy roślinnej symboliki oraz cykli przyrodniczej wegatacji. Zrobił to kłos. Pamiętam swój pierwszy spacer w przyrodzie po inicjacji czeladniczej. Był to początek lata, a zboże na polach powoli zaczęło się złocić. Wtedy również postanowiłam usystematyzować swoją wiedzę i dostać dyplomowaną rolniczką, zaś jednym z elementów tego procesu było rozpoznawanie gatunków zbóż, poznanie ich cykli wegetacyjnych, odmian i pór siewu. Moja podróż czeladniczki była więc jednocześnie podróżą początkującej rolniczki. Wtedy myślałam, że to przejście od symbolu do praktyki było moją jednostkową historią. Z czasem jednak okazało się, że chociaż idę własną drogą, inną niż wy moi BB∴ i moje SS∴ z naszego warsztatu, to nie jest to droga nieznana masonerii. A co więcej, że przyrodnicze odsłony masonerii będą się w moim życiu pojawiać z coraz większa częstotliwością. W grudniu 6023 roku w Lublinie wznowiona została po ponad stu latach loża Wolni Oracze. Czeladnicze kłosy z jej pieczęci dumnie wzbogacają znany nam wszystkim układ cyrkla i węgielnicy. Loża ta najsilniej zapisała się w historii nie rolniczej, lecz miejskiej. To jej członkowie i członkini w 1913 roku założyli Lubelską Spółdzielnię Spożywców, czyli znane nam Społem. To również ta loża była pierwszą lożą mieszaną – jej aktywną działaczką była Wanda Hempel-Papiewska, pierwsza polska masonka.

Tablica upamiętniająca Wandę Papiewską i Jana Hempela – współzałożycieli Lubelskiej Spółdzielni Spożywców „Społem”. Źródło: Lewicowy Lublin
Masońsko-spółdzielczo-roślinne powiązania spotkały mnie również w Warszawie, kiedy również w grudniu 6023 roku założyliśmy spółdzielnię MOST, prowadząca farmę miejską na warszawskich Siekierkach. Wiosną 6024 roku jednym z naszych spółdzielców został nasz B∴ Łukasz, należący między innymi do lubelskich Wolnych Oraczy. Te zagęszczające się zbiegi okoliczności nabrały przyśpieszenia, kiedy podczas służbowej wizyty w Paryżu, dokąd przybyłam, aby wziąć udział w międzynarodowym warsztacie o politykach żywnościowych. W przerwie prac odwiedziłam masońską księgarnię Detrad (18 rue Cadet) i tam natrafiłam na trzy pozycje książkowe, które zachęciły mnie do napisania tej deski. Były to: La Franc -Maçonerie du boi – Jacquesa Brenguesa, Les Bons Cousins Charbonniers. Orgasation et rituels forestiers, une franc-maçonnerie des boi – Daniela Boucarda oraz L’Ordre des Francs-Jardinies – Rituels pod redakcją Rémiego Boyera i Howarda Doe. Kiedy zobaczyłam te książki pomyślałam, że kiedy wchodzimy na jakąś ścieżkę, Wielki Architekt podsuwa nam kolejne znaki i narzędzia do zgłębiania tajemnic wedle tego klucza, który pozwoli nam najlepiej zrozumieć istotę sprawy. Księgarnie w tym przypadku mają swoją szczególną rolę w podsuwaniu właściwych inspiracji.
Przyjrzyjmy się więc pracom ogrodników, drwali i węglarzy, którzy postanowili przedstawić się nam tutaj moimi ustami, a konkretnie zakonom Wolnych Ogrodników oraz Dobrych Kuzynów Drwali i Węglarzy. Wszystkie te zakony pracują praktycznie i symbolicznie z przyrodą, lecz odnoszą się do różnych etapów życia roślin. Ogrodnikom najbliżej do dawania i kształtowania życia, drwalom do jego kończenia, zaś węglarzom do alchemicznej przemiany jednej substancji w drugą. Zakony wolnych ogrodników powstały w XVII wieku wraz z rozwojem tego zawodu. Rosnąca popularność ogrodnictwa i prestiż tego zawodu związany jest w podróżami zamorskimi i sprowadzaniem z nich nieznanych do tej pory w Europie gatunków roślin. Pierwszą ogrodniczą lożą była założona w 1676 roku Loża Haddington (Haddington to miasto około 30 km na wschód od Edynburga). Zakon ten w szczycie swojej popularności liczył około 10 000 członków. Początek zakonów leśnych to XVIII wiek, chociaż zgrupowania węglarzy istniały już w XVII wieku.
Przyznam, że mnie samej, jako ogrodniczce, sadowniczce i rolniczce, najbliżej do ogrodników. Szczególnie urzeka mnie ich rytuał, w którego różnych częściach ogród staje się metaforą dobrze prowadzonej loży.
Przeczytam wam trzy wybrane fragmenty, która nazwałam: Loża jako permakulturowy ogród, Obowiązki Mistrza Ogrodnictwa, oraz Różne są loże, jak różne są ogrody.

Rycina szwajcara Christophera Switzera zamieszczona w ” Paradisi in Sole Paradisus Terrestris” (1629) będąca wyobrażeniem raju.
Loża jako permakulturowy ogród
Tak jak ogród przyjmuje rośliny, krzewy i drzewa o różnorodnych formach, naturze i cnotach, tak również nasza Loża przyjmuje ludzi o rozmaitych uczuciach, usposobieniach i charakterach. I tak jak ogród potrzebuje ręki rolnika, który usuwa bezużyteczne i szkodliwe chwasty oraz z troską pielęgnuje rośliny najbardziej pożyteczne i wartościowe, tak również duch ludzki wymaga wsparcia filozofii, przykazań i dobrego przykładu. To one pozwalają wykorzenić i zniszczyć niezdyscyplinowane namiętności, złe pragnienia i poniżające usposobienia, które degradują charakter człowieka.
Dlatego powinniśmy pielęgnować z najwyższą czułością najwznioślejsze uczucia cnoty, filantropii i miłości braterskiej. Nazywamy siebie braćmi, lecz musimy pamiętać, że nie jest to jedynie symboliczny tytuł. To zobowiązanie, które wymaga, by nasze postępowanie było zgodne z wartościami, jakie głosimy, i abyśmy prawdziwie dążyli do doskonałości. Bo to nie nazwa, lecz zasady i czyny zdobią postępowanie człowieka i stanowią o tym, kto jest prawdziwym Ogrodnikiem.
Obowiązki Mistrza Ogrodnictwa
Szanowni Bracia, jako że nosimy tytuł Mistrza Ogrodnictwa, naszym obowiązkiem jest wyjaśnienie, w jaki sposób ten zaszczytny termin odnosi się do naszej wspólnoty. Po pierwsze, cały świat można postrzegać jako wielki zbiór ogrodów, wyróżniających się uprawą i pielęgnacją szerokiej gamy drzew, krzewów, roślin i kwiatów. Gdy nasiona po raz pierwszy kiełkują, młode rośliny umieszcza się na palikach, gdzie przez kilka lat nabierają siły i rozmiaru wystarczającego do zaszczepienia. Wtedy konieczna jest ręka wykwalifikowanego ogrodnika, który z troską dobiera potomki innych drzew, harmonijnie dopasowując je zarówno do piękna ogrodu, jak i upodobań jego właściciela. Tak pielęgnowane drzewo staje się źródłem satysfakcji i wdzięczności, odpłacając obfitością za włożoną w nie pracę.
Każdy człowiek w ogrodzie tego świata nosi w sobie podobieństwo do jednego z tych drzew. Wyrasta z nasion natury, a następnie dojrzewa pod wpływem miłości i troski, aż w jego umyśle zaczną kiełkować pąki rozumu. Wówczas potomkowie mądrości i cnót zostają zaszczepieni w jego sercu przez wyznaczonych do tego Mistrzów, którzy z uwagą i cierpliwością się nim opiekują. Gdy szczepienie to się powiedzie, człowiek staje się jednym z drzew, gotowym do przesadzenia w nowe miejsce, gdzie wyda piękne i wartościowe owoce, przynosząc radość i pożytek zarówno sobie, jak i innym.
Różne są loże, jak różne są ogrody
Nasze Loże są niczym żyzne działki ogrodu – wydzielone, by pielęgnować wybrane drzewa, które dzięki właściwemu ukierunkowaniu serc mają wzrastać w koleżeństwie i jedności. Ich celem jest wzajemna ochrona przed cierpieniem, uzdrowienie serc rozdartych bólem duszy oraz wlanie w zranioną pierś uzdrawiającego balsamu pocieszenia. Jeśli będziemy pielęgnować nasze cnoty, gałęzie tych drzew rozciągną się wokół nas, obsypane kwiatami wzajemnej troski, a ich owoce staną się pokarmem dla naszych duchów, podtrzymując je w chwilach słabości.
Z innej perspektywy, każdą istotę obdarzoną rozumem można porównać do ogrodu. Jej pragnienia i uczucia, podobnie jak namiętności i uprzedzenia, są jak rośliny i chwasty, które albo są starannie uprawiane, albo spontanicznie wyrastają w jej wnętrzu. Tak jak niemożliwe jest utrzymanie ogrodu całkowicie wolnego od bezużytecznych i niszczycielskich chwastów, tak też niemożliwe jest, by ludzkie serce było całkowicie pozbawione poniżających pragnień i złych namiętności. Jednak to, które z nich wzrosną i zakwitną, zależy od troski ogrodnika – od naszej wewnętrznej pracy nad sobą.
W posłowiu do publikacji L’Ordre des Francs-Jardiniers, z której pochodzą powyższe fragmenty, możemy dowiedzieć się również o metaforycznej różnicy między miejską masonerią “od świątyń”, a tą ogrodniczą “od ogrodów”. Główną osią podziału jest napięcie między kulturą a naturą. Miejska masoneria, czerpiąc swoją metaforykę od budowniczych świątyń, odnosi się do spisanych reguł, replikowalnych zasad oraz również w większym stopniu do całej złożoności życia społecznego. Z kolei masoneria ogrodnicza jest zachętą do powrotu do niewinności (raju) i wejścia wgłąb siebie. Jednocześnie o ile jako porządki symboliczne, te światy mogą się wydawać nam przeciwstawne sobie, to w praktyce jest są to komplementarne sfery. W końcu nie ma dobrego miasta bez karmiącej nas zieleni. A co więcej, w studiach nad miastami coraz częściej mówi się, że powinniśmy porzucić antagonizm miasto-wieś i widzieć miasta jako ekopolis, nieodłącznie powiązane ze swoją strefą żywicielską, czyli otaczającymi je terenami rolnymi.

Fartuch Starożytnego Zakonu Wolnych Ogrodników, Źródło: Riga Museum of World Freemasonry
Do tego warte uwagi są regalia Wolnych Ogrodników. Część zakonów pracuje w długich fartuchach do kostek, będących eleganckimi odpowiednikami fartuchów ogrodniczych. Z kolei symbolika cyrkla i węgielnicy jest uzupełniona o znajdujący się nad nimi nóż ogrodniczy – jest on lekko złożony, aby jego forma zbliżona była do kształtu węgielnicy.
Na stronie pracującej współcześnie Ananasowej Loży nr 53 Międzynarodowego Zakonu Wolnych Ogrodników znalazłam adnotację, że te trzy symbole odnoszą się do połączenia z naturą: Nóż to narzędzie ogrodnika, węgielnica może symbolizować jego działkę, podkreślając porządek i precyzję w uprawie roślin. Cyrkiel z kolei odnosi do naturalnych cykli oraz związku ogrodnika z naturą – to zachęta do skupienia się na równowadze i harmonii w ogrodzie.
Z kolei ananas w nazwie wymienionej wyżej loży odnosi się do mistrzostwa w uprawie roślin i pochodzi z czasów początków ogrodnictwa, gdzie uprawa tropikalnych roślin wymagała nie lada mistrzostwa. Jak to zauważa Andrea Wulf w książce The Brothers Gardeners (Bracia Ogrodnicy) poświęconej fascynacji ogrodnictwem w XVIII wieku wśród wykształconych Brytyjczyków i mieszkańców kolonii w Ameryce Północnej, w tym czasie ananasy “były nadal tak rzadkie, że często nie były zjadane, ale przekazywane z rąk do rąk, aby pokazywać je na przyjęciach.”
Taka jest natura pracy ogrodników. Przejdźmy jednak do zakonów pracujących przy wycince drzew i przerobie drewna na węgiel. Warto tutaj nadmienić, że o ile Wolni Ogrodnicy to zakon związany z miastami, to drwale i węglarze swoje rzemiosło uprawiali w lesie. To nie drzwi świątyni były granicą pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem, ale symboliczna linia pomiędzy przestrzenią zajętą przez ludzi, a resztą lasu.
Ich metaforyka znacznie różniła się od ogrodniczej. U Ogrodników znacznie więcej jest metaforyk ekosystemowych. Z kolei u zakonów pracujących w lesie metaforyka koncentruje się wokół drzewa widzianego jako Axis Mundi, do kontaktu z którym służy skomplikowany zestaw dotyków poszczególnych części ciała. Do tego w rytuale jest mowa również o ojcu – niebiosach, oraz o matce ziemi. Jednocześnie, jak przeczytać możemy w źródłach, współczesne (z końca zeszłego wieku) próby wznawiania prac tych zakonów były powiązane z działaniami grup ekologicznych, a powrót do lasu miał służyć jego ochronie.
Ciekawym wątkiem z historii zakonu węglarzy było to, że wyewoluował z niego włoski zakon, a następnie narodowowyzwoleńczy ruch karbonariuszy, powszechnie kojarzony z osobą Giuseppe Garibaldiego. Wraz Garibaldim z kolei karbonariusze znaleźli się w Brazyli. Tam Garibaldi poślubił brazylijską rewolucjonistkę Anitę (ur. jako Ana Maria de Jesus), która wniosła do ich życia i praktyk elementy kultury gaucho. Czy Anita Garibaldi była wolnomularką i czy praktykowali zgodnie z rytuałem francuskich karbonariuszy tego nie udało mi się rozstrzygnąć, ale można zakładać symbolika lasu, podobnie jak świątyni, ze względu na swoją uniwersalność, jest uniwersalnym kontekstem do pracy rytualnej.
Podsumowując.
Metaforyka przyrodnicza, zarówno ogrodu, jak i lasu, nadaje kontekst innym roślinnym symbolom wolnomularskim. Widzenie całego ekosystemu pozwala w większym stopniu zwrócić uwagę na cykle życia, śmierci i życia po śmierci. Cykliczność, która jest obecna również w naszych pracach staje się znacznie bardziej widoczna, jeśli patrzymy na nią przez pryzmat przyrody.
Pozwala to nam również zgłębić lepiej temat tego roku, którym jest “Zakorzenienie/Ukorzenienie” i dostrzec to, o czym pisała Simone Weil – zakorzenienie jest nie tylko stanem, ale również praktyką.
Rzekłam.
No Comments